REKLAMA
Energetyka Wiadomości
6 Minut czytania

Magazyny energii mogą przyspieszyć zwrot z inwestycji w fotowoltaikę

W 2020 r. operatorzy sieci dystrybucyjnych odmówili wydania warunków przyłączenia dla OZE aż 768 razy, a w 2019 r. – 437 razy. Najczęstszym powodem był brak dostatecznej elastyczności systemu elektroenergetycznego.

 
Zdjęcie: Newseria.pl
Zdjęcie: Newseria.pl
Problem ten mogą rozwiązać magazyny energii, ograniczające wpływ źródeł wytwórczych i  odbiorców na sieć. Takie rozwiązanie byłoby korzystne zwłaszcza dla  posiadaczy przydomowej fotowoltaiki. – Podstawową korzyścią dla  inwestorów w  mikroinstalacje na dachu będzie to, że 100 proc. wyprodukowanej u siebie energii będą mogli wykorzystać na własne potrzeby – mówi Krzysztof Kochanowski z  Polskiej Izby Magazynowania Energii i  Elektromobilności (PIME). Jak podkreśla, rozwój tego segmentu rynku wymaga dalszych ułatwień regulacyjnych i  systemowego wsparcia.

– W systemie energetycznym – zwłaszcza po stronie sieci dystrybucyjnej – podstawowy problem jest dziś taki, że duża skala przyłączanych źródeł zmiennopogodowych, czyli z  wiatru i  słońca, powoduje zakłócenia w  jego pracy. Magazyny energii pozwoliłyby ten problem załagodzić, wprowadzić energię do sieci, a jednocześnie uwolnić tzw. rynek usług elastyczności, których potrzebują operatorzy, żeby rozwiązywać te problemy techniczne  –
wyjaśnia w  rozmowie z  agencją Newseria Biznes Krzysztof Kochanowski.

Jak pokazuje listopadowa analiza Forum Energii, w  Polsce sieci dystrybucyjne pilnie wymagają wielomiliardowych inwestycji, aby móc sprostać rozwojowi OZE i  elektromobilności („Sieci dystrybucyjne. Planowanie i  rozwój”). Według ostatnich dostępnych danych już w  2017 roku aż  90 proc. linii elektroenergetycznych wysokiego napięcia miało ponad 10 lat, w  tym 43 proc. – 40 lat i  więcej. Stan linii średniego napięcia był niewiele lepszy, a relatywnie najmłodsze były linie niskiego napięcia, choć i  tak 26 proc. z  nich miało ponad 40 lat. Wiele do życzenia pozostawia również stan transformatorów sieciowych oraz  stacji i  rozdzielni elektroenergetycznych, z  których więcej niż połowa została wybudowana ponad 30 lat temu.
 
Zdjęcie: ulleo, pixabay.com
Zdjęcie: ulleo, pixabay.com

Forum Energii wskazuje, że w  Polsce sieć przesyłowa i  dystrybucyjna charakteryzuje się też niską gęstością i  znacznie mniejszą liczbą stacji transformatorowych w  porównaniu z  innymi krajami Europy Zachodniej. Na 1 tys. km2 w  Polsce przypada 41 km sieci elektroenergetycznej. Dla porównania w  Niemczech jest to 100 km, a w  Szwajcarii nawet 161 km. Kolejnym problemem jest też niski stopień skablowania. Mimo inwestycji dokonanych w  ostatnich latach w  2019  roku tylko 27,6 proc. sieci średniego napięcia i  35 proc. niskiego napięcia było skablowanych. To jeden z  najniższych wskaźników w  Europie, który realnie wpływa na ciągłość zasilania odbiorców i  możliwości przyłączania do sieci kolejnych podmiotów.

Z danych Urzędu Regulacji Energetyki, które przytacza PIME, wynika, że tylko w  2020 roku operatorzy sieci dystrybucyjnych odmówili wydania warunków przyłączenia dla  odnawialnych źródeł 768 razy, a w  2019 roku – 437 razy. Odmowę najczęściej uzasadniano ryzykiem zmian napięcia i  potencjalnym wpływem źródeł o  niskiej sterowalności na sieć elektroenergetyczną. Kluczowym powodem był więc brak dostatecznej elastyczności systemu elektroenergetycznego. Zaradzić mu mogą komercyjne magazyny energii ograniczające wpływ źródeł wytwórczych oraz  odbiorców na sieć i  świadczące usługi elastyczności.

– Tak robią m.in. Niemcy, którzy stworzyli rynek usług elastyczności. Dzięki temu są w  stanie zagregować małe, przydomowe magazyny energii w  jedną paczkę energii, którą oferują w  kontraktach dwóm operatorom dystrybucyjnym na terenie Niemiec –
mówi ekspert PIME. – Podobne podejście ma też Wielka Brytania, gdzie narodowy operator uruchamia właśnie projekt poprawy elastyczności pracy sieci poprzez współpracę z  komercyjnymi firmami, które będą budowały magazyny energii. Na to będą szły duże dopłaty ze środków krajowych, będą też zachęty regulacyjne. Brytyjczycy szacują, że dzięki temu do 2030 roku w  systemie pojawi się 18 GW mocy zainstalowanej w  magazynach energii. To jest przyszłość.

Zgodnie z  zapowiedziami resortu klimatu magazyny energii mają zostać objęte dopłatami w  ramach kolejnej, czwartej już edycji programu Mój Prąd, która wystartuje w  I kwartale br. Szczegółowe warunki finansowania nie  są jeszcze znane, ale dopłaty do magazynów energii najprawdopodobniej będą nie  wyższe niż 50 proc. kosztu ich zakupu.

Ekspert wskazuje, że jest to jednak dobra wiadomość zwłaszcza dla  posiadaczy przydomowej fotowoltaiki. Do tej pory nadwyżki produkcyjne, jakie powstawały w  czasie pracy instalacji, przekazywali oni wprost do sieci, ale w  ramach zwrotu mogli odebrać tylko 80 proc. tej energii. Pozostałe 20 proc. traktowane było jako prowizja za obsługę dla  zakładu energetycznego.

– Zmiana regulacyjna wprowadza inny system rozliczeń. Już nie  będzie można traktować sieci jako naturalnego magazynu na takich zasadach jak dotychczas, tylko na bardziej komercyjnych. Prosument wprowadza do sieci energię w  cenach hurtowych, natomiast jeżeli mu jej brakuje, kupuje ją w  cenach detalicznych. Efekt będzie taki, że zwrot inwestycji w  fotowoltaikę wydłuży się o  kilka lat. Dołożenie tam magazynu energii poprawi tę opłacalność, poza  tym uwolni prosumentów od sytuacji, że będą pobierać energię w  porach dnia, kiedy jest ona najdroższa. Będą oni mogli tę zmagazynowaną energię wykorzystać u siebie w  domu i  nie ponosić z  tego tytułu żadnych kosztów  – 
wyjaśnia Krzysztof Kochanowski.

W Polsce jednym z  kamieni milowych dla  rynku magazynów energii była już nowelizacja Prawa energetycznego, która weszła w  życie z  początkiem lipca 2021 roku. Oprócz obowiązku instalacji inteligentnych liczników i  utworzenia centralnego operatora danych pomiarowych nowela ujednoliciła też definicję magazynów energii i  wprowadziła regulacje ułatwiające inwestycje w  tym segmencie rynku. Prezes PIME wskazuje jednak, że potrzebuje on dalszego systemowego wsparcia.

– Aby magazyny energii zaistniały w  Polsce na większą skalę, potrzebny jest system aukcyjny, system dopłat albo o  wiele prostszy sposób, czyli po prostu odpisy od podatku  –
mówi ekspert PIME. – Te systemy wsparcia w  Polsce należałoby uruchomić na różnych poziomach – zarówno dla  małych, jak i  większych magazynów. Punktem odniesienia może być np. program Mój Prąd, który pokazał, jak można uwolnić prywatny kapitał społeczny do zainwestowania w  prawie 6 GW mocy w  fotowoltaice. Ponad 700 tys. Polaków zainwestowało swoje własne pieniądze w  tę część wytwórczą. Ten sam mechanizm można wykorzystać także w  odniesieniu do inwestycji w  magazyny energii. To są trochę droższe inwestycje niż przydomowa fotowoltaika, ale w  100 proc. się opłacą.

Druga potrzebna zmiana dla  pobudzenia inwestycji to nowelizacja Prawa energetycznego i  ustawy OZE, by uwolnić rynek usług   świadczonych z  magazynów energii.

Jak wskazuje ekspert, te inwestycje są też konieczne dla  spopularyzowania elektromobilności. Na rosnący wpływ floty pojazdów elektrycznych na system energetyczny zwraca też zresztą uwagę Forum Energii, które wskazuje, że stan krajowych i  lokalnych sieci jest w  Polsce jedną z  kluczowych barier dla  szybkiej elektryfikacji transportu.

– Rozwijający się rynek elektromobilności też będzie w  dużym stopniu borykał się z  uzyskaniem odpowiedniej mocy na zasilenie ładowarek, które będą ładować samochody elektryczne. Bez magazynów energii tego nie  da się zrobić –
  ocenia Krzysztof Kochanowski.

Źródło: tekst Newseria.pl
REKLAMA
REKLAMA
Kalendarium wydarzeń
Sklep internetowy NBI
REKLAMA